1.Episkopat wezwie duchowieństwo, aby w pracy duszpasterskiej zgodnie z nauką Kościoła nauczało wiernych poszanowania prawa i władzy państwowej.
2.Episkopat wezwie duchowieństwo, aby w swej działalności duszpasterskiej nawoływało wiernych do wzmożonej pracy nad odbudową kraju i nad podniesieniem dobrobytu Narodu.
3.Episkopat Polski stwierdza, że zarówno prawa ekonomiczne, historyczne, kulturalne, religijne, jak i sprawiedliwość dziejowa wymagają, aby Ziemie Odzyskane na zawsze należały do Polski. Wychodząc z założenia, że Ziemie Odzyskane stanowią nieodłączną część Rzeczypospolitej, Episkopat zwróci się z prośbą do Stolicy Apostolskiej, aby administracje kościelne, korzystające z praw biskupstw rezydencjonalnych, były zamienione na stałe ordynariaty biskupie.
4.Episkopat w granicach sobie dostępnych będzie się przeciwstawiał wrogiej Polsce działalności, a zwłaszcza antypolskim i rewizjonistycznym wystąpieniom części kleru niemieckiego.
[...]
8.Kościół katolicki, potępiając zgodnie ze swymi założeniami każdą zbrodnię, zwalczać będzie również zbrodniczą działalność band podziemia oraz będzie piętnował i karał konsekwencjami kanonicznymi duchownych, winnych udziału w jakiejkolwiek akcji podziemnej i antypaństwowej.
Min. Administracji Publicznej Sekretarz Episkopatu
Władysław Wolski ks. bp Zygmunt Choromański
Wiceminister Obrony Narodowej Ordynariusz Diecezji Płockiej
Edward Ochab ks. bp Tadeusz Zakrzewski
Posełna Sejm Ustawodawczy Ordynariusz Diecezji Łódzkiej
Franciszek Mazur ks. bp Michał Klepacz
Warszawa, 14 kwietnia
17 lat nauczania religii w Polsce Ludowej, Wybór dokumentów, oprac. Hanna Konopka, Białystok 1998.
10.Nauka religii w szkołach.
a) Rząd nie zamierza ograniczyć obecnego stanu nauczania religii w szkołach; programy nauczania religii będą opracowane przez władze szkolne wspólnie z przedstawicielami Episkopatu; szkoły będą zaopatrzone w odpowiednie podręczniki; nauczyciele religii świeccy i duchowni będą traktowani na równi z nauczycielami innych przedmiotów; wizytatorów nauczania religii władze szkolne będą powoływały w porozumieniu z Episkopatem.
b) Władze nie będą stawiały przeszkód uczniom w braniu udziału w praktykach religijnych poza szkołą.
[...]
c) Istniejące dotychczas szkoły o charakterze katolickim będą zachowane, natomiast Rząd będzie przestrzegać, aby szkoły te lojalnie wykonywały zarządzenia i wypełniały program ustalony przez władze państwowe.
[...]
11.Katolicki Uniwersytet Lubelski będzie mógł kontynuować swą działalność w obecnym zakresie.
Min. Administracji Publicznej Sekretarz Episkopatu
Władysław Wolski ks. bp Zygmunt Choromański
Wiceminister Obrony Narodowej Ordynariusz Diecezji Płockiej
Edward Ochab ks. bp Tadeusz Zakrzewski
Posełna Sejm Ustawodawczy Ordynariusz Diecezji Łódzkiej
Franciszek Mazur ks. bp Michał Klepacz
Warszawa, 14 kwietnia
17 lat nauczania religii w Polsce Ludowej, Wybór dokumentów, oprac. Hanna Konopka, Białystok 1998.
Imię wielkiego geniusza rewolucji towarzysza [Józefa] Stalina, jego słowa i nauki są natchnieniem również dla polskich mas ludowych, które radosny dzień urodzin wodza postępowej ludzkości czczą wytężoną pracą i walką o pokój, postęp i socjalizm, łącząc się z setkami milionów ludzi pracy w okrzyku rozbrzmiewającym dziś poprzez wszystkie kontynenty: Niech żyje długie, długie lata towarzysz Stalin, geniusz myśli, płomienne serce i stalowa wola rewolucji proletariackiej! Pozdrawiamy Cię nasz wielki nauczycielu, który wzbogacasz nieustannie genialną naukę Marksa, Engelsa i Lenina gigantyczną pracą Twojej głębokiej dalekowzrocznej myśli, oświetlając drogi walki klasy robotniczej i mas pracujących – wszędzie na całym świecie. Twoje imię stało się światowym sztandarem wszystkich bojowników walczących o wyzwolenie człowieka pracy, o wolność narodów, o prawdę i pokój.
Warszawa, 18 grudnia
„Trybuna Ludu”, 22 grudnia 1951, cyt. za: Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
[...] pojechaliśmy na owo przyjęcie do Rady Ministrów. [...]
Modzelewski, który zna tam wszystkie kąty, żeglował „od tarasu”. Taras jest olbrzymi z feerycznym widokiem na ogród pałacowy od strony Wisły. Monumentalne schody w blasku lamp i cały pod nimi ogród również suto się świecił – żarówki festonami; wszędzie pod drzewami także stoły z przyjęciem. Miałam wrażenie, że jestem gdzieś w Paryżu czy Londynie w wielkiej restauracji dla... cudzoziemców. Prawie można było zapomnieć, że kraj jest nieszczęśliwy – i coż to za kontrast z tymi setkami tysięcy ludzi wystającymi godzinami w ogonkach dla zdobycia kawałka mięsa. Na tarasie - stoły dla high life’u. Tu już nie brakło ni noży, ni widelców, tu już nie stało się, lecz siedziało na krzesłach dosyć wspaniałych [...]. W jakiejś chwili tego przyjęcia usiadł przy mnie młodo jeszcze i bardzo sympatycznie wyglądający pan i powiedział: „No, cóż, proszę pani. Już teraz będzie w porządku z tym okienkiem?” – „Z jakim okienkiem?” – „No, z tą historią widoku przed pani oknem? Nie zburzymy tego domu.” – „Aha, pan słyszał ten mój kawałek w radiu?” – „Bo pani nie wie – powiada ów jegomość. – Bo ja jestem właśnie ten Sigalin, co buduje to MDM i w ogóle...” [...]
Były przy tym stole różne toasty, a najwięcej – na cześć architektów i budowniczych Warszawy, który wypiłam na ręce Sigalina, tym bardziej że dostał i nagrodę państwową z wysokim orderem.
W jednym z toastów pito na cześć literatury – zdaje się, że Ochab wzniósł ten toast. „To w pani ręce pijemy ten toast” –powiedziała pani Natalia. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, aż tu suną do mnie premier i prezydent z kielichami. Cyrankiewicz mówi: „Za pomyślność pani przyszłych dzieł”. Ja jak niemądra: „We mnie to już takie małe można pokładać nadzieje”. Na co premier: „O nie, przeciwnie”. Zdjęła mnie złość, że tak osłabła moja twórczość i że tak mało mogę dać tej nowej Polsce, która mimo wszystkie błędy, zbrodnie i grzechy – z pierworodnym: zależności od Moskwy – wydaje mi się jakaś bardzo interesująca i ważna. Jak łatwo jednak ująć mnie, rozbroić i wziąć na lep uprzejmości! Próżność?!
Warszawa, 22 lipca
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 2, 1950–1954; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
[…] pojechałem na godzinę ósmą do kliniki. Jest przewiezienie zwłok z kostnicy do Teatru Polskiego. […]
Karawan trochę się spóźnił. Zabrali ciało i pojechaliśmy do Teatru Polskiego. Tam wnieśliśmy trumnę na foyer pierwszego piętra. Otek Axer wraz z Daszewskim udekorowali salę czernią. Na środku stało podium przykryte kirem, na nim trumna. Od góry okryta sztandarem biało-czerwonym. Przed trumną na poduszkach odznaczenia. […] O godzinie dziewiątej piętnaście stanęła pierwsza warta honorowa. Stanęli: Dulęba, Ćwiklińska, Adwentowicz, Brydek, Zelwer. O godzinie dziewiątej trzydzieści przyjechał [Wacław] Barcikowski z Rady Państwa, Sokorski, Wilczek, [Roman] Piotrowski, Balicki. Odbyła się dekoracja pośmiertna. I znów przykrość – zgłupieliśmy. Został odznaczony Komandorią z Gwiazdą – niżej niż Zelwer, niż Solski. A przecież o ile ich przewyższał swoją wspaniałą twórczością. […]
Po dekoracji rozmawialiśmy w gabineciku obok loży z Sokorskim w sprawie pogrzebu, akademii i zabezpieczenia rodziny. […]
O godzinie dwunastej trzydzieści stanąłem na warcie razem z Kuniną, Daszewskim, Szyfmanem, Wiercińskim, Grabowski, Csató. O godzinie trzynastej piętnaście znów nas postawili na warcie honorowej. Przyjechał premier Cyrankiewicz, [Jakub] Berman, [Edward] Ochab oddać hołd. O godzinie trzynastej trzydzieści teatr został zamknięty. Ludzie zgromadzili się przed teatrem. Trumna została zniesiona na dół i znów wzięliśmy na ramiona […]. Nieśliśmy przez westybul. Orkiestra opery grała poloneza Elegijnego Noskowskiego. Przed teatrem stało przykryte czernią podium. Złożyliśmy tam trumnę. Przemówił bardzo ładnie, wzruszająco Dziunio Wierciński, żegnając Leona od całego aktorstwa polskiego.
Po przemówieniu przy dźwiękach marsza Żałobnego Chopina trumnę wnieśliśmy do autokaru żałobnego. […] Porządek na cmentarzu wzorowy. Delegacje z całej Polski ze swoimi wieńcami już stoją w kondukcie. Zajeżdża autobus. Koledzy z Polskiego Teatru biorą trumnę na ramiona, potem niosą koledzy z Narodowego, potem z Państwowego Instytutu Sztuki, a potem znów my z prezydium SPATiFu.
Żałobna orkiestra gra. Stanęliśmy nad grobem. […] Rozdygotany byłem wewnętrznie. Kiedy delegacje zaczęły składać wieńce, wycofałem się znad grobu.
Warszawa, 29 marca
Marian Wyrzykowski, Dzienniki 1938–1969, Warszawa 1995.
W dniu dzisiejszym zostałem wezwany do Centralnej Komisji Kontroli Partyjnej KC PZPR. Przewodniczący Komisji Kontroli Partyjnej tow. Doliński zawiadomił mnie o decyzji Prezydium Komisji wykluczenia mnie z Partii. Jako przyczynę usunięcia mnie z szeregów Partii podano mi ogłoszenie artykułu p.t. „Wspomnienia i refleksje” w tygodniku „Przegląd Kulturalny”. Artykuł oceniony został jako antyradziecki.
Drodzy Towarzysze!
Trudno mi przyjąć ciężki zarzut i najcięższą karę partyjną, wymierzoną mi przez Centralną Komisję Kontroli. Od dzieciństwa swojego, poczynając od piętnastego roku życia bez przerwy służyłem idei Partii, sprawie przyjaźni ze Związkiem Radzieckim. Obce mi są wrogie uczucia do Związku Radzieckiego, gdyż od najwcześniejszych lat wychowywano mnie w duchu miłości do ZSRR, ojczyzny proletariatu całego świata. [...]
Myślę, Towarzysze, że jeden niedobry artykuł nie może przesłonić prawdy o pisarzu partyjnym. Napisałem artykuł zły i niesłuszny. Starsi towarzysze wytłumaczyli mi błędność i szkodliwość tego artykułu, po przemyśleniu szczerze przyjąłem ich krytykę, złożyłem samokrytyczne oświadczenie w Komisji Kontroli Partyjnej.
Artykuł mój p.t. „Wspomnienia i refleksje” napisałem w atmosferze wielkiego wzburzenia uczuciowego i wstrząsu, jakie wywołały wywołały w każdym uczciwym członku Partii fakty i zdarzenia podane w referacie tow. Chruszczowa. W artykule moim, aczkolwiek usiłowałem w nim zapanować nad uczuciowym wzburzeniem, nie udało mi się zachować pełnej, komunistycznej pryncypialności, popełniłem błędy krzywdzące KPZR, inicjatorkę i przewodniczkę walki ruchu robotniczego o pełne odrodzenie ideałów Lenina oraz ich urzeczywistnienie.
Błędy moje popełnione w gorącej temperaturze dyskusji nie wynikły z antyradzieckich uczuć czy postawy, lecz ze wzburzenia i troski, z chęci szczerego udziału w walce Partii z wypaczeniami, które szkodziły ZSRR i komunizmowi.
Proszę Towarzyszy o ponowne rozpatrzenie moich przewinień i uchylenie najsurowszej kary partyjnej, wymierzonej mi przez Centralną Komisję Kontroli Partyjnej, by w szeregach Partii móc naprawić popełnione wobec niej błędy.
Warszawa, 3 maja
Listy do pierwszych sekretarzy KC PZPR (1944–1970), wybór i oprac. Józef Stępień, Warszawa 1994.
Ja nie prowokator
Jestem matką wielodzietną odpowiadam na prowokację poznańską.
W imieniu wielu robotników i w imieniu własnym popieram to co stało się w Poznaniu. Zmusza to dużo ludzi do dopuszczenia się najgorszych występów mała płaca. Brak pieniędzy na chleb i tłuszcz, które jest potrzebne człowiekowi do organizmu. Mówi się dużo, pisze jeszcze więcej o poprawie bytu klasy robotniczej. Ale gdzież ta poprawa? I kto ją otrzymał? Kto otrzymał podwyżkę płacy? Robotnicy? Fachowcy? Czy inteligencja? Robotnik został potraktowany w nielitościwy sposób. Jeżeli weszła w życie podwyżka płacy, to zrobiło się regulację grup. Zostały obniżone grupy robotników, a za tym wynagrodzenie. No i koniec końcem z tej podwyżki wypadła obniżka płacy. A cóż na to urzędnicy. Owszem urzędnicy dostali podwyżkę setkami. Robotnicy groszami. I to się nazywa demokratyzacja. [...] Robotnicy klną, przeklinają denerwują się, brak pieniędzy na papierosa. To nie prowokacja. To zdrowy rozsądek o lepszy byt. Już jest tyle lat po wojne i nam robotnikom jest coraz gorzej. My o prowokacji nie mamy pojęcia, jesteśmy ludźmi prostymi. Miłujemy pokój. Ja radia nie mam, bo mnie nie stać na tego rodzaju urządzenie w domu. Mam tylko głośnik. Ale kiedy słucham waszych audycji serce skurcza dostaje. A najwięcej z tego poprawy bytu mas pracujących. Grosze to nie poprawa bytu. Kiedy chleb jest tak drogi. Kiedy mięso i tłuscz a nawet kartofle płaci się ceny nielitościwe. Pomijając już inne artykuły. Cóż wtedy znaczy wynagrodzenie 500 zł. A gdzie buty na zimę? A gdzie odzież i opał? [...] Jestem tego pewna, że zamieszki w Poznaniu to nie prowokacja. To walka o poprawę bytu. Debatuje Rząd nad podwyżką płac lecz komu?, nam robotnikom czy fachowcom nad groszami to szkoda debaty. Nam potrzeba, ażeby staniała żywność. Obuwie i opał, którego w Polsce jest dosyć. Nie będzie wtedy prowokacji i nie będzie buntów. Myśmy nie o to walczyli, żeby głodować. Myśmy walczyli o dobrobyt własny i naszych dzieci. Moje dzieci od lat 16-tu poszły pracować do PGR. Nie mogą się uczyć, a muszą pracować. I cóż zapracują. Marne grosze, które nie wystarczą na jakie takie odżywienie. Słyszę ciągłe zemsty i klątwy ludzi. Czyż to ludzi nie wyprowadzi z równowagi? Czyż nie może przyjść do jakiegoś buntu – myślimy tak wszyscy, że Polska powinna być dla wszystkich matką, a nie macochą. To co napisałam świadczy moje pismo, że nie pisała to kobieta z wykształceniem, nie mówi tu przeze mnie prowokacja lecz walka o podwyżkę płacy, walka o chleb. Można wtedy nazwać demokracją.
Z.J. W.S. H.S. W.S.
29 czerwca
Listy do pierwszych sekretarzy KC PZPR (1944–1970), wybór i oprac. Józef Stępień, Warszawa 1994.
Wieść o straszliwych wydarzeniach poznańskich wstrząsnęła krajem. Oczy wszystkich ludzi w Polsce skierowały się na Poznań. Na Poznań patrzą również nasi przyjaciele i nasi wrogowie za granicami kraju; jedni z niepokojem, drudzy z jawną lub ukrywaną radością. Napływające informacje, choć wciąż jeszcze nie dość szczegółowe, pozwalają już zdać sobie w ogólnych zarysach sprawę z tego, co się stało.
Niewątpliwie są dwie rzeczy. Po pierwsze próba wykorzystania ekonomicznego strajku i ekonomicznej demonstracji robotników poznańskich do zbrodni politycznej. Po drugie, milicja, bezpieczeństwo i wojsko nie ponoszą winy za krew przelaną w Poznaniu. Ci, którzy dali hasło do szturmu na gmachy publiczne, byli lub stali się bandytami politycznymi i kryminalnymi. Uzbrojone bojówki rozpoczęły mord na funkcjonariuszach naszego państwa i ludności Poznania, podpalając gmachy i akta i kierując jednostronny początkowo ogień karabinowy. Żądamy ukarania zbrodni, dywersji i prowokacji z całą surowością prawa. Potępiamy tych, którzy stracili polityczne rozeznanie i dali się użyć za narzędzie ludziom zainteresowanym w zakłóceniu spokoju w Polsce i przekreśleniu procesu odnowy naszego życia. Krew przelana w Poznaniu obciąża wrogów narodu polskiego budującego socjalizm.
30 czerwca
Listy do pierwszych sekretarzy KC PZPR (1944–1970), wybór i oprac. Józef Stępień, Warszawa 1994.
19 października z perspektywy lat 10 jest rocznicą wielkiego zwycięstwa. Zwycięstwa, które odniósł nie żaden [Władysław] Gomułka czy [Edward] Ochab, czy jakakolwiek grupa albo jednostka, lecz cały naród. Gomułka i towarzysze byli wtedy niczym więcej jak tylko wyrazicielami woli społeczeństwa. […]
„Polski Październik” nie był więc – jak chcą niektórzy – jeszcze jednym nieudanym wybuchem polskiego romantyzmu, jeszcze jedną klęską zawiedzionych nadziei, jeszcze jednym rozdziałem z dziejów polskiej głupoty. Październik był zwycięstwem. Tym większym, że bezkrwawym; tym większym, że osiągniętym przez odwagę połączoną z poczuciem realizmu politycznego szerokich mas. Było to zwycięstwo „za waszą i naszą wolność”, bo z owoców jego korzystają dziś inni.
Monachium, 19 października
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952-1973, Londyn 1974.
Najważniejsze wydarzenie dnia: rozmowa z Ochabem. Przywitaliśmy się obaj prawdziwie wzruszeni. Ochab przypomniał, jak wiele mi zawdzięcza, podkreślił mój stosunek do komunistów przed wojną, wyraził też „podziw dla mojej postawy moralnej i dla moich wartości intelektualnych”. Nawiązaliśmy do wspólnych przyjaciół, do zaginionego Andrzeja Wolicy, przez którego kiedyś poznałem Ochaba. Później usprawiedliwiał się, dlaczego mnie zaprosił. Chodzi o nasz Klub, o naszą grupę — i o to, czy wobec aktualnych dla państwa wyborów do Sejmu moglibyśmy dać kandydatów na posłów. Stawiając to pytanie, Ochab podkreślił, że aczkolwiek Biuro Polityczne zleciło mu te sprawy — rozmawiamy na pół oficjalnie.
Po tym „zagajeniu” Ochaba rozwinąłem podsunięty przez niego temat. Wyjaśniłem, co to za grupa, z którą jestem powiązany, jakie sobie stawiamy zadania i co nas odróżnia od innych grup. Kładłem nacisk na to, że mamy autorytet w społeczeństwie i że pragniemy przez pisma kształtować opinię społeczną w Polsce. Pragniemy też tworzyć zespoły młodych, które by wiele zagadnień i kwestii obmyśliły na nowo. Słowem, mamy przed sobą działalność kulturalno-społeczną z wyraźną tendencją do pogłębienia ideowego inteligencji polskiej, bez ambicji politycznych, bez chęci tworzenia stronnictwa lub partii.
Idea klubów bardzo się podobała Ochabowi. Podkreśliłem wyraźnie, że współdziałając z nowym kierownictwem politycznym nie będziemy bezkrytyczni, przeciwnie — rezerwujemy sobie prawo rzeczowej krytyki z różnych pozycji ideowych. Nie pragniemy nigdy, w żadnym wypadku, naszych różnic światopoglądowych zamazywać. Ochab w pełni to uznał i uważa, że byłoby źle, gdybyśmy sprawę stawiali inaczej. Przeszedł później do możliwości objęcia przez nas mandatów poselskich. Prosił o nazwiska, więc mu, bez zobowiązań, podałem następujące: Gołubiew, Turowicz, Stomma, Woźniakowski, [Konstanty] Turowski, Konrad Górski, [Czesław] Zgorzelski, Mazowiecki, Zabłocki, Skórzyński. „A wy?” — zapytał Ochab. „Ja — odpowiedziałem — jestem przede wszystkim pisarzem. To główne zadanie mojego życia. Ale jeśli moi przyjaciele uznają i jeśli wy uznacie, że powinienem dla dobra sprawy być nawet posłem — nie uchylę się od tego.” — „Mamy wobec was jeszcze inne plany — powiedział Ochab. — Plany natury reprezentacyjnej na zagranicę.”
Na to nie odpowiedziałem.
Ochab w dalszym ciągu nawiązywał do naszych Klubów i obiecał pomoc w zakresie praktycznej realizacji naszych zamierzeń. Później przeszliśmy na tematy osobiste. Pytał mnie o różne trudności i tutaj zwierzyłem mu się ze swoich kłopotów mieszkaniowych. Odniósł się do tej sprawy z zapałem i powiedział, że jak tylko wróci Cyrankiewicz, będzie z nim o tym rozmawiał. Byłem szczerze wzruszony. Prosił też, abym dał mu dowód zaufania i zwracał się do niego z różnymi osobistymi kłopotami. Przyjąłem tę propozycję z zażenowaniem.
Żegnając się powiedział, że obaj nie zmarnowaliśmy życia i znowu się widzimy w innej sytuacji niż kiedyś. Dodałem od siebie, że los tworzy nieraz taką piękną kompozycję, a ludzie spotykają się, stojąc na dwóch różnych biegunach, nie po to, by być sobie wrogami, lecz po to, by mimo różnic wspólnie dążyć do realizacji nadrzędnego dobra.
Tak oto, spotkawszy się po latach, odnaleźliśmy się w atmosferze przyjaźni.
Warszawa, 14 listopada
Jerzy Zawieyski, Odwilż, „Karta” nr 63, 2010.
Już po obchodach 300-lecia Prasy Polskiej. [...] Na 30 stycznia zaplanowano uroczystą akademię w Filharmonii Narodowej. Tego dnia od rana byłem w ogromnych nerwach. Co tu ukrywać, miałem cholerną tremę, a ściślej – zżerał mnie strach przed tym, co się miało odbyć wieczorem. [...]
Przed południem w Belwederze przewodniczący Rady Państwa udekorował 131 dziennikarzy, pracowników administracji prasy i kolportażu, drukarni, techniki, radia i PAP odznaczeniami państwowymi. [...]
O 18 rozpoczęła się akademia. W prezydium zasiedli: Gomułka, Cyrankiewicz, Zawadzki, Wycech, Galiński, Kruczkowski, Ochab, Spychalski i sporo moich kolegów – Hofman, Kasman, Osmańczyk itp. Pierwszy zabrał głos Cyran. [...] Po nim ja wygłosiłem referat, w znacznej części historyczny, od „Merkuriusza” do prasy Polski Ludowej. Mówiłem także o zadaniach dziennikarzy dziś i jutro. Chyba uniknąłem wodolejstwa. O dogmatyzmie, rewizjonizmie i wszelakich grzechach głównych ani słowa nie powiedziałem. Cyran gratulował mi przemówienia. [...] Przemawiał także Satiukow, przewodniczący Stowarzyszenia Dziennikarzy Radzieckich i redaktor naczelny „Prawdy” oraz J. M. Herman, przewodniczący Międzynarodowej Organizacji Dziennikarzy.
[...]
I tak skończył się dzień pełen wrażeń. Wróciłem do domu w radosnym nastroju.
Warszawa, 30 stycznia – 1 lutego
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Obrady sejmu to był sabat czarownic. Wszyscy odwoływali się do mojej mowy. Była zorganizowana masowa makabra obelg pod adresem Koła „Znak” i moim. Wystąpienia wojewódzkich sekretarzy partii były czymś tak ohydnym, że na to brak słów. W południe ustaliliśmy, że złożę do marszałka sejmu wniosek o rezygnację z funkcji członka Rady Państwa.
Po zakończeniu sabatu czarownic odbyło się w milczeniu przyjęcie mojej rezygnacji. Potem wybór Spychalskiego na przewodniczącego Rady Państwa, przyjęcie rezygnacji Edwarda Ochaba, któremu pod koniec w jednym zdaniu marszałek [Czesław] Wycech złożył podziękowanie. Cyrankiewicz jeszcze raz wszedł na trybunę i odwołał kilku ministrów ze stanowisk, mianując nowych. Sala przyjęła tę maskaradę w milczeniu. W deszcz i śnieg wyjechałem z sejmu na obiad, już około 16.00. Wielki Czwartek był dla mnie Wielkim Piątkiem. Zarówno tryumfem, dowodem odwagi, jaki złożyłem, ale także przyczyną depresji, bo — do czego ta cała kłamliwa gra prowadzi? Czy partia chce oszukać naród, zwłaszcza młodzież, przerzucając winy na syjonistów i agentury międzynarodowe? Pod koniec zebrania poseł Łubieński powiedział trzy zdania w sposób dramatyczny i patetyczny, że nie będziemy odpowiadać na stawiane nam zarzuty, bo w tej atmosferze brutalnych ataków jest to niemożliwe. Dalej, że książkę, jedyną, jaka się ukazała o pomocy Polaków dla Żydów, wydał „Znak”. Resztę pokrywamy milczeniem. I z tym zszedł z trybuny. Tak się zakończył ten dzień, historyczny dla mnie, kiedy przestałem być członkiem Rady Państwa.
Warszawa, 11 kwietnia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, [cyt. za:] Interpelacja, „Karta”, nr 64, 2010.